Return of the champions CD
Fregmanet moejj dygresji reszta jak redaktor wydrukuje w 4 numerze fanzinu 🙂
Reaching out- genialny mini wstęp, pokochałam ten mały fragmencik piosenki.
Tie your moher down – świetna piosenka, świetnie wykonana, pełna energii, argument na tak dla nie zdecydowanych.
I want to break free – tradycyjne wejście Bri, w woaklu Paula brakuje trochę luzu, publika śpiewa, muzyka mi przypomina Wembley. Jest ok.
Fat bottomed girls – to nitro Briana!!!, Piosenka nigdy mnie na żywo nie kręciła jedynie na Jazz, Fred śpiewał tak zadziornie jakby nienawidził wszystkich niań świata.
Wishing well – klasyka muzyki, Paul śpiewa na luzie.
Another one bitest the dust – Paul śpiewa to zdeczka inaczej niż Fred. O ile na Wembley Fred śpiewał z wyczuwalnym jajem i dlatego Paul mnie nie przekonuje, są nawet zabawy z publicznością z powtarzaniem tekstu ale ginie to gdzieś na tle muzyki. Dla mnie Paul zbytnio wczuł się w ducha Freda.
Crazy little thing called love – tu Paul popisuje się już totalnym brakiem humoru bo Fred zawsze na żywo robił jaja z tej piosenki. I tylko Hey Freddie! rozświetla piosenkę, mi to mało przypadło do gustu.
Say it’s not true – Roger na wokalu cos boskiego. Chyab od czasów albumu happines/ i Theres are…. Roger nie stworzył równie pięknego. I łzy w oczach. Brak słów. Tylko oni dwie delikatne akustyczne gitary.
’39 – „my best friend Brian May” – jak Brian śpiewa wiedza wszyscy;) Publikę słabo słychać, ale śpiewa jedną zwrotkę. Piosenka wykonana przez Bri w całości, co się nie często zdarzało na tej trasie.
Love of my life – parę zdań Bri o przyjacielu F. Jak za czasów Mistrza tylko jego brakuje
Hammer to fall – slow/fast zaczyna Bri powoli jak za czasów Another world tour i wchodzi powoli Paul z wokalem (ja wole jak Roger śpiewał), to się lubi lub nie! I wejście w szybką wersję o je!!, Przyśpiewki zgodne z tradycja (Oh no! Oh no!), wokal Paula ujdzi, bo Fred nigdy na koncertach genialnie tego nie śpiewał to raczej gitarowy popis Briana.
Feel like makin love – „mmm” Paula jego ulubione narzędzie, które jeszcze jako nitro powróci, taka rozgrzewka, ja uwielbiam tą piosenkę, człowiek zakochany w niej po jednym usłyszeniu, tylko czemu publika taka sztywna?!
Let there be drums – kocham Rogera (ups Serena będzie zazdrosna) i jego popisy, tu sięgnął po klasykę perkusji Sandy nelsona, mogli się pokusić o KYA (ach), ale wsadzenie gitary do tego jest super, co będę ukrywać mogę tego słuchać over and over again, i ta publiczność wciągnięta w zabawę. Roger twoje solo nie jest nudne mimo twych słów 😉
I’m In love with my car – nie tu szok Roger nadal wymiata (i nie ukrywa swojej miłości do czterech kółek i % 😉 ) plus ładne chórki.
Guitar solo – kto lubi Bri to dla niego, mamy tu fragmenty Brighton rock solo i Chinese torture.
Last horizon – to już bajkowy klimat tworzony przez Briana i reszt ekipy.
Teres are the days of our life – Roger ładnie nastrojowo śpiewa, szkoda, że tylko śpiewa, moment nostalgiczny i to, że znajduje Briana i to na koniec O yeah.
Radio gaga – sztuczne ample perkusji, jakoś takie lekko mdłe mimo Rogera na wokalu, chyba jakos klimatem nie pasuje do tej piosenki mimo, że to jego działo, a na koniec Paul wchodzi.
Can’t get enough – znany kawałek Paula, fajnie Brian sobie pogrywa
A kind of amgic – ciekawy elektroniczny wstęp, a potem to już gorzej, totalnie nie w stylu Paula i tyle.
I wnat it all – to into!! Oj czad!!! Brian daje popisy i to przejście wolne a potem ostre riffy!! O tak! A Roger i Paul też wymiatają.
Bohemian Rhaposdy – Fred za grobu wychyla się i śpiewa szkoda, że nie najlepsza wersja koncertowa użyta, ale to drobiazg, Brian i Roger cudnie dogrywają a na finał Paul i na bis Fred z końcówką! Urocze.
The show must go on – sorry ale tą piosenkę słyszę tylko w wykonaniu Freda, momentami Paul chyba nie łapie piosenki, i to na wstępie „mmmmm” chyba zbędne, muzycznie i refreny śpiewane wielogłosowo ok., Brian solówkę gra cudnie.
All right now – piosenka hymn pokolenia lat ’70, Paul szaleje, Brian wymiata, balanga na całego, i ten środek porywający tylko z wybijającym rytm Spikem na klocuszkach i śpiewającą publiką.
WWRY – bdb wykonanie, ciutek odświeżona aranżacja
WATC – wersja na wolniejszych obrotach, mam wrażenie, że Paul zbytnio poważnie traktuje tekst, wystarczy porównać jak to śpiewał Fred na żywo (może Paul lepiej wykonał od Freda z czasow Magic Tour) I te mmmmmruczenie znowu na początku.
Na minus: Crazy little….., Radio gaga, a kind of magic, Another one, Fat bottomed
Na plus: Reaching out/Tie mother down, Say it’s not true, Hammer to fall, Fell like makin love, Let there be drums, I’m in love….., These are the day…., I want it all, All right now.
W mej ocenie 4 na 6 🙂 Wyrzej od Live magic ale niżej od Live Killers i On fire.