W sobotę w Atlas Arenie wystawiono projekt „Queen Symfonicznie”. To jak do tej pory największy koncert zespołów prowadzonych przez Jana Niedźwieckiego. 3,5 tys. osób śpiewało z Freddiem „We Will Rock You”, „We Are The Champions” i „I Want To Break Free”.
Projekt „Queen Symfonicznie” od pięciu lat tworzy zespół Alla Vienna i chór Vivid Singers prowadzone odpowiednio przez Jana Niedźwieckiego i Dawida Bera. W Polsce i zagranicą prezentowali go już ponad 100 razy, gromadząc pod sceną łącznie blisko 60 tys. widzów. W Łodzi padł rekord. „Queen Symfonicznie” zobaczyło 3,5 tysiąca osób. To oznacza, że swój najlepszy wynik frekwencyjny z Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu łódzcy muzycy pobili aż dwukrotnie.
Mocny debiut
Sobotni koncert projektu „Queen Symfonicznie” to pierwsze wydarzenie od początku do końca wyprodukowane wyłącznie przez Atlas Arenę. Stosując szkolną skalę debiut wypadł na 4+.
Sprawdził się system kotar wygradzających halę, tworząc w niej na czas koncertu przestronny amfiteatr. Publiczność mogła śledzić to co dzieje się na scenach aż na trzech telebimach. Ciężko jest też narzekać na nagłośnienie hali. Jeśli można się do czegoś przyczepić to są to krany kamerowe, które delikatnie utrudniały śledzenie tego co działo się na scenie. Nie jest to jednak błąd, który zaważyłby na jakości całego przedsięwzięcia.
Classic meets pop
Debiutujący w roli organizatora włodarze Atlas Areny mieli świetnych partnerów. „Queen Symfonicznie” to widowisko dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, w których muzyka poważna spotyka się z rockowym temperamentem utworów Mercury’ego. Opracowań Jana Niedźwieckiego tym razem na dużą 40-osobową Hollyłódzką Orkiestrę Filmową wydobywają to co w piosenkach Queen najlepsze – bogactwo dźwięków. Utwór „The Millionaire Waltz” można pomylić z XIX-wieczną kompozycją. Jeszcze mocniej wybrzmiewa nieśmiertelne „Bohemian Rhapsody”, bo cała część operowa jest wykonywana na żywo, a nie jak na większości koncertów łącznie z tymi dawanymi przez idolów Niedźwieckiego – odtwarzana z taśmy.
Kolekcjonerzy momentów
Podczas sobotniego koncertu momentów, które zapadną nam w pamięci na długo było co najmniej kilka. Utwór „Barcelona”, w którym oryginalnie niezwykły duet z Freddiem Mercury stworzyła hiszpańska śpiewaczka Montserrat Caballe wykonali nagrodzeni owacjami na stojąco: Michał Szpak i sopranistka Joanna Woś. Gwiazda X-Factora, która mimo świetnego występu nie dorównała swojej partnerce, zrehabilitowała się w drugiej części koncertu śpiewając „Love Of My Life”.
Owacjami na stojąco dostał też Freddie Mercury, w którego wcielił się Sebastian Machalski z warszawskiego Teatru Rampa. On żyje jego życiem. To widać w wyuczonych do perfekcji gestach i ruchach oraz słychać, ale nie tylko w kompozycjach jak np. „We Will Rock You”, „We Are The Champions” czy „I Want To Break Free” ale też wszystkim tym co dookoła. Spuentowany słowem „fuck” konkurs z publicznością na kto lepiej wyciągnie wokalizę jest tego najlepszym przykładem. Nawet jeśli pojawiają się gdzieś braki (skala głosu Freddiego obejmowała cztery oktawy) zręcznie tuszował je chór Vivid Singers.
W nowej roli
Bez względu na to jak równy był to koncert, słabych momentów raczej nie było, najciekawiej wypadły bisy, w których symfonicy weszli w skórę gwiazd rock. Chcąc poczuć się jak w hali koncertowej – w końcu grali w Atlas Arenie – poprosili publiczności o stawienie się pod sceną. Tłum bez chwili wahania rzucił się na wskazane miejsce. Nie mam żadnych wątpliwości. Ten spontaniczny gest był najlepszą rekomendacją jaką można było wystawić wszystkim występującym tego wieczoru muzykom. Brawo!
z gazeta.pl