Kiedy na początku tego roku poszła w świat wiadomość o planowanych koncertach zespołu Queen z Paulem Rodgersem, admiratorzy talentu zmarłego w 1991 r. Freddiego potraktowali ją sceptycznie.
Mirosław Pęczak
Jasne, tamtego głosu nikt nie powtórzy, ale podwójna płyta koncertowa „Return Of The Champions”, która znajdzie się w sklepach 12 września, zasługuje na przyjęcie więcej niż życzliwe. Przede wszystkim Rodgers nie sili się na żadne naśladownictwo, a że zawsze w o wiele większym stopniu niż wielki Freddie czuł się rockmanem, duch rockowej wolności udziela się instrumentalistom.
Złote przeboje Queenów z „We Will Rock You” i „We Are the Champions” na czele nie tracą na nowym wykonaniu, ciekawie brzmi nawet słynna „Bohemian Rhapsody”, którą trudno sobie wyobrazić bez głosu Mercury’ego. Siłą rzeczy słucha się tego jak klasyki, tyle że w tym akurat wydaniu jest to klasyka szczerego rocka bez pretensji do opery, czemu lubił, oj lubił, ulegać Freddie…
Polityka
35/2005
oj popisał się autor tego artykułu popisał „PAUL RODGERS dużo bardziej czuje się rockowcem niż wielki FREDDIE” jeśli tak miałoby być to dyskografia QUEEN powinna się zaczynać od płyt wydanych dopiero w latach 80-tych bo jeśli niby FREEDDIE nie czuł się wokalistą rockowym nigdy by nie zaśpiewał na płytach wydanych przez QUEEN w latach 70-tych a przecież to zrobił.FREDDIE tak samo jak cały zespól lubił eksperymentować kto zna dyskografie królowej doskonale o tym wie