MUZYKA – NAJWIĘKSZY KONCERT ŚWIATA
Bartek Chaciński
Przez 22 lata skłóceni liderzy Pink Floyd David Gilmour i Roger Waters praktycznie ze sobą nie rozmawiali. To znaczy rozmawiali, bo łączył ich dawny biznes, ale za pośrednictwem doradców prawnych i faksów.
A 2 lipca ta jedna z największych grup rockowych w historii stanie na scenie w komplecie – tylko po to, by zaprotestować przeciwko polityce grupy G8 (której szczyt kilka dni później rozpocznie się w szkockim Gleneagles) i stanąć w obronie umorzenia długów krajom Trzeciego Świata.
Obecność Gilmoura uwiarygodniłaby każde przedsięwzięcie charytatywne. Ten nigdy głośno nie mówił o tym, że wydaje pieniądze na biednych. Nawet gdy swój dom wart 3,5 miliona funtów oddał na przytułek dla bezdomnych. A Bob Geldof, organizator wielkiego koncertu Live 8, potrzebuje wiarygodności.
Twórcy Live 8 starali się ściągnąć inne reaktywowane legendy: The Who, Queen (z Paulem Rodgersem na wokalu). Gdy piszę te słowa, Bob Geldof namawia jeszcze Mel B, która stawia opór przed reaktywacją na ten jeden wieczór Spice Girls. Ale i bez nich lista wykonawców, którzy zgodzili się wystąpić, jest imponująca: U2, Coldplay, The Cure, Elton John, R.E.M., Stevie Wonder, Paul McCartney, Madonna… A wszystko jednocześnie w dziewięciu miejscach na świecie.
Przypomnijmy: 13 lipca 1985 roku Geldof zorganizował już największy koncert w dziejach. Udało mu się wtedy zgromadzić największe gwiazdy popu na dwóch koncertach – w Londynie i Filadelfii. Zebrał w ten sposób grubo ponad 100 milionów dolarów dla głodujących w Afryce i 1,5 miliarda widzów (tak, to nie pomyłka) przy telewizorach. Był krytykowany – za doraźność i nieskuteczność pomocy, jakiej udzielił, za blichtr przedsięwzięcia i za to, że było przede wszystkim trampoliną do sukcesu dla artystów. Dziś Noel Gallagher wytyka Geldofowi bezsens jego działań: – Czy on myśli, że któryś z facetów z G8 stwierdzi: „Cholera, może oni mają rację”, gdy usłyszy, jak Annie Lennox śpiewa „Sweet Dreams”? – drwi lider Oasis.
Geldof broni się przed zarzutami, mówiąc, że to nie będzie Live Aid 2. „W Live 8 nie chodzi już o zbiórkę charytatywną, chodzi o sprawiedliwość” – pisze. Tym razem to rzeczywiście nie jest już harcerska zbiórka, tylko rockandrollowe w duchu nawoływania do rebelii. To również przedsięwzięcie, które będzie oceniane przez pryzmat polityki. Grupa muzyków zaangażowanych w L8 – między innymi Bono, Chris Martin z Coldplay czy sam Geldof – wspiera akcję „Make Poverty History” premiera Blaira. Na dodatek Geldof proponuje ludziom marsz po sprawiedliwość z Londynu do Edynburga. Tam w przeddzień szczytu G8 odbędzie się dodatkowy koncert.
Gdzieś pod ideologią będzie to jednak zwykły show. Możemy się naśmiewać ze starego Live Aid, z „płetwy” na głowie Bono czy niemodnych dziś strojów, ale tamten koncert utrwalił porządek gwiazd w przemyśle muzycznym na całe lata. Kogo więc Live 8 mianuje megagwiazdą, jak to zrobiło Live Aid z grupą U2? Kto tak porwie publiczność jak wówczas grupa Queen? Kto wykona taki erotyczny taniec jak David Bowie i Tina Turner przed 20 laty? A kto poniesie taką porażkę jak wówczas Led Zeppelin w składzie z… Philem Collinsem na perkusji? Jaki obrazek zapamiętamy tak mocno jak Bono wyciągającego z tłumu i zapraszającego do tańca anonimową fankę? Bezdyskusyjnie warto choć na chwilę zasiąść przed telewizorem, by obejrzeć to globalne widowisko. Jeśli muzyka pop ma jeszcze jakąkolwiek moc zmieniania świata, zobaczymy i poczujemy ją 2 lipca.