Druga odpowiedź na list wywołała małą burze wśród fanów.
„Droga Olgie!
Przeczytałem Twój list – bardzo dziękuję. Ostatnio nie dostaję wiele listów. Dostaję wiele demówek, maili, ale niewiele odręcznie pisanych listów! Twój wiersz jest piękny… choć smutny. Twój list i list innej dziewczyny, która dała mi go w hotelu przypomniały mi, że ostatnio utrzymuję niewiele kontaktów z pokrewnymi duszami…
Na tej trasie rzeczy majš się inaczej niż kiedy�. Mogę uporać się z wymagajšcymi występami tylko po warunkiem, że spędzam prawie CAŁY pozostały czas na dbanie o swoje ciało… ćwiczenia, masaże, medytacje na okre�lony temat, jedzenie i cała RESZTA – to wszystko zabiera mi prawie cały czas, kiedy nie jestem na scenie. Kiedy� było inaczej. Miałem zwyczaj zwiedzać miasta, w których przebywałem, spotykać ludzi po występie, rozmawiać, pić, kontaktować się… oddychać w pełni życiem zwišzanym z trasš. Teraz jestem o wiele bardziej odizolowany.
Dzień wolny w Budapeszcie był szczególny – moja droga żona była ze mnš tego dnia i razem odpoczywali�my! Dla mnie był to cenny czas – ponowne naładowanie baterii. Tak więc wybaczcie mi, je�li zachowywałem się arogancko. Taka była po prostu sytuacja.
Załšczę list, który wysłałem do Orsi, żeby�cie zobaczyli moje odczucia z tym zwišzane! Oto on!
Droga Orsi!
Przeczytałem twój list w cało�ci i przypomniał mi on o pewnych rzeczach, o których być może już zapomniałem. Niestety, jednak większo�ć ludzi którzy chcš nas zobaczyć przychodzš tam żeby prosić w nieskończono�ć o autografy, a my zwykle próbujemy unikać marnowania na to czasu. Wiemy, że większo�ć z nich kończy wystawiona na sprzedaż w Internecie, więc staje się to denerwujšce. Nawet je�li kto� NIE zamierza sprzedać autografu, każdy kto przychodzi ze stosem płyt do podpisania nie jest moim przyjacielem. Jakie to samolubne! Gdyby każdy tak robił, przez całe życie tylko by�my pisali w kółko swoje nazwiska. Czasem mam wrażenie, że tak wła�nie jest! Ci, którzy nas znajš, wiedzš, że albo mogš być naszymi przyjaciółmi i zrozumieć to wszystko i traktować nas po ludzku, albo być natrętami i namawiać nas do podpisywania jeszcze większej ilo�ci papieru, pozowania do jeszcze większej ilo�ci zdjęć, tracšc cenne minuty życia na czekanie, aż jaka� tandetna kamera w komórce zacznie działać, bo baterie siadajš…
Ale łatwo zapomnieć o ludziach, którzy po prostu chcš się spotkać, u�miechnšć, u�cisnšć dłoń i przez chwilę normalnie porozmawiać. Przykro mi, je�li czasem ci ludzie, tacy jak ty, spotykajš się ze złym traktowaniem z naszej strony. Z naszš pracš zwišzana jest nieuchronnie ta ironia, że przez całe życie tworzymy piosenki, którymi chcemy dosięgnšć ludzi w najbardziej osobisty sposób, ale w rzeczywisto�ci, nie można osišgnšć tej samej blisko�ci przez osobisty kontakt. Gdyby�my tego próbowali, zawsze ponie�li�myby porażkę, byliby�my tylko zmęczeni, zdeprymowani i nie byliby�my w stanie pełnić naszej funkcji, jakš jest występowanie przed lud�mi. Tylko w nielicznych przypadkach udało mi się zrealizować to marzenie… nawišzać prawdziwy kontakt z kim�, kto rozumie moje piosenki… i stawia sobie te same ważne pytania, co ja. Najczę�ciej spotykam się z lud�mi, którzy nie majš pojęcia o tym, co mnš kieruje. To przypomina sytuację, gdy nawierniejszy czytelnik jakiego� pisarza jest w najmniejszym stopniu zdolny do nawišzania z nim kontaktu. Jestem pewien, że to przydarzyło się również mi, tylko w odwrotnych rolach… Arty�ci którzy byli dla mnie najważniejsi, byli jednocze�nie najtrudniejszymi do dosięgnięcia – moje „fanostwo” w tym przeszkadzało.
W każdym razie, dziękuję za ksišżkę – już się w niš zagłębiłem lecšc samolotem – dialog pomiędzy Bogiem a Lucyferem jest dla mnie bardzo interesujšcy, zwłaszcza w tej chwili!
Pozdrawiam i dziękuję ci!!
Brian”
Odpowiedzi na listy z Oficjlanej strony Briana Maya.
tłumaczenie Wundżun