Dość luźne myśli, wspominki po koncertowe. Zapewne trochę bez ładu i składu.
Impresje po festiwalowe.
Festiwale mają to do siebie, że słuchacz jest zmuszany często do słuchania czegoś co mu nie pasuje. Fakt można przyjść na swojego artystę, ale jak ktoś chce mieć the best miejsce musi swoje odcierpieć.
Lekki bałagan organizacyjny na LFO pokazuje, że jeszcze trochę pracy przed organizatorami.
Zapewne mało fanów Queen odnotowało, że grający już od1 6,10 czyli całe 10minut po otwarciu bram Electric Pyramid ma coś z Queen. Tym elementem był syn menadżera Queen Jima, Olo Beach który gra i śpiewa w tym zespole. Energetyczny, czysty indie rock.
Inni artyści tego wieczora albo byli nieciekawi, albo wkurzający albo hałaśliwi. Dość średnio wypadł Perfect, jakby Markowski tego wieczoru nie był w pełni formy, ale chętni mogli sobie pośpiewać.
Prawie punkt 23 zabrzmiało intro i na ekranie zobaczyliśmy filmik przygotowany na okoliczność tej trasy. Zespół niczym bokserzy przygotowujący się na wejście na ring. I prawie z pierwszą piosenka zaczął padać deszcz, najpierw skromnie, a potem już była ulewa trwająca do godzin porannych. Trochę to zepsuło show, odczucia słuchaczy.
Deszcz zapewne powoduje mniejszą ilość zdjęć i filmików z koncertu krążących w sieci.
Setlista koncertu Q+AL. Jest znana. Każdy ma swoje typu ulubione i znienawidzone. Tak jak KQ, którzy jedni kochają z pozami, tronem Adama, a niektórzy uważają za przegięcie. Wokal jaki jest każdy zna choćby z nagrań YT, jest lepiej niż w 2012 r. Forma zespołu dobra, Roger jakby w lepszej formie niż w Krakowie, Brian wydaje się zmęczony, a reszta jest tłem chyba coraz bardziej ukrytym. W Polsce nawet nie mieliśmy drum battle. Mogą nudzić te same gatki przed StL, LoM, IWBF itd. Niby każdy ma dostać ten sam produkt, ale litości nie co roku w tym samym kraju. Tak samo gatki o tym, że muzycy chcą każdy koncert traktować wyjątkowo. Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności Brian nie wplata nic polskiego do solówki, a czyni to w innych krajach… nie było tego ani w 2012,2015 czy z Kerry. Jedyny plus Brian mówiąc 2 zdania po polsku. Na korzyść koncertu wypada dźwięk, lepszy niż w Krakowie, mimo otwartej przestrzeni. Na plus dla mnie mniej tego efekciarstwa z 2015 r., przerostu formy nad treścią. Można mniej i tak jest fajnie dla osób będących na koncercie.
Wrażenie robiło gitar solo kiedy Brian w blasku laserów, mgiełki, deszczu unosił się na podnośniku. Zawsze robi szał Freddie na scenie, choć coraz mniej jego osoby, coraz krótsze fragmenty Bo Rhap. Roger na wokalu to zawsze atrakcja dla fanek 😛 , choć od 2012 r. chórki całej ekipy wydają się słabsze niż w 2005-8.
Adam mógłby ograniczyć zmianę garderoby i rozbudowaną teatralność, co nie zaszkodziłoby całemu show.
Dobór utworów, zmiany piosenek od 2015 r. nie powalają na kolana i aż dziwi zniknięcie lepiej przyjętego przez fanów Save Me w wykonaniu Adama. Reszta to kwestia gustu, formy, dyspozycji dnia.
Co do obecności zespołu w Polsce, Fanklub tym razem nie miał planów przekazywania mu czegokolwiek czy innych próśb. Fani indywidualnie coś mieli w zanadrzu, jeśliby trafiła się okazja na spotkanie. W odróżnieniu od 2012 i 2015 r. czy wizyty Bri z Kerry zespół skrzętnie się zakamuflował i nikt poza osobami, które wygrały w konkursach i dwójki fanów z Argentyny nie miał okazji spotkać się z muzykami. Przybyli na teren festiwalu mercami ok. 19 i tuż po koncercie wyjechali, zapewne do hotelu na terenie Oświęcimia lub w Krakowie, ale nikt ich w poniedziałek tam nie spotkał. W Rumunii zjawili się w poniedziałek koło południa.
Nalezy dodać brak czynnych lokali w mieście Oświęcim po koncercie, jedyny czynny pub był na specjalne życzenie fanów, którzy chcieli się osuszyć i czegoś napić czekając na pociag. Reszta wybrała ciasny, duszny dworzec kolejowy. Tak samo dziwnym trafem cały pociąg do Krakowa o 3,40 był pełen, a ponoć nie było chętnych na pociąg specjalny po koncercie…. zapewne to kwestia informacji i reklamy tego transportu.
Wśród fanów z zagranicy LFO nie jest wysoko oceniane, inne koncerty z trasy osobą obecnym na kilku występach bardziej przypadły do gustu. Najgorzej wypadł niemiecki Lintz pod katem fanów i dyspozycji zespołu.
Z tego co tu czytam cały ten festiwal to jedne wielkie dziadostwo a koncert Perfect i Queen przeciętność. Tylko że ja tam też byłem i świetnie się bawiłem i nawet deszcz mi nie przeszkadzał choć cały byłem mokry.
Markowski dał z siebie to co ma najlepsze a że nie dorównał do show Queenu … a kto jest w stanie dorównać?
Queen jak zwykle dał show na poziomie Wielmożnie Panującej nam Królowej a Brian i Roger jak na swoje latka rewelacja chciałbym być w ich wieku w takiej formie. Adam natomiast jako wokal koncertowy przekonał mnie do siebie, można z nim pośpiewać i aktorstwo też ma opanowane. Tak więc nie żałuje tego nawet że musiałem już od 18tej być na stadionie żeby zając w miare dobre miejsce i słuchać występującej młodzieży 🙂 a po koncercie ponad godzine sterczałem w korku żeby wyjechać z Oświęcimia.
Wielkie dzięki LFO za te chwile z dobrą muzą.
Organizacyjnie ten Festwial nie jest idealny, w Polsce są lepiej ogarnięte. Nidzie nie napisałam, że koncert Q+AL to przeciętność. Jak każdy występ ma plusy i minusy, coś jest kwestią gustu, percepcji. Jedni kochają solo Briana, a niektórzy wymykają się po piwo, bo ich to nudzi od 30 lat, bo wolą utwory śpiewane, a trzecich nudzi drum solo. Czwarty akceptował Paula Rodgersa, szósty zatrzymał się na 1991 i nie pojechał na koncert. Abstrahują od wszystkiego każdy fan powinien usłyszeć na zywo Briana i Rogera jeśli nie miał okazji być na koncertach do 1986. Brzmienie ich instrumentów, zwłaszcza Red Special jest wyjątkowe.
A Perfectu koncerty na festiwalach widziałam o niebo lepsze, to nie był ich (Markowskiego) dzień.