22 grudnia odbył się koncert Montserrat Caballe w warszawskiej Sali Kongresowej. Artystak wystąpiła wraz z polską orkiestrą kameralną L’Autunno pod batutuą José Collado. Artystak wykonała wykonała w pierwszej części recitalu arie operowe, w drugiej sięgneła po pastorałki, koledy i piosenki święteczne. Wykonała po niemiecku Cichą Noc, Lulaj, Że Jezuniu czy po angielsku z niemieckim akcentem White Christmes. Artystka ma juz 78lat co było widac, kiedy weszła na scene podpierając się na kuli i prowadzona pod rękę przez dyrygenta. Na scenie czekał na divę fotel, który w przerwach służył jej jako miejsce spoczynku. Arstystka mimo wieku zachowała głos i pięknie wykonywała poszczególne utowry, pewniej czuła się w dorobku klasycznym, przy melodiach Świętecznych pare razy się zagubiła, ale własnym humorem i kunsztem dyrygenta łatawo było to przeoczyć. Publiczność na stojąco żegnała Monty.
Organizatorzy koncertu zbytnio wywindowali ceny i 3/4 sali świeciło pustkami czym ratowali pozwaljąc zejść z balkonów i dostawek na lepsze miejsca. Sporo miejsc było rozdanych sponsorom co jeszcze bardziej chyba pogłębiło pustki. Średnia wieku widowni była ok.70lat. Na koncercie było kilkoro fanów Queen.
Koncert spewnościa był wyjątkowo i historyczny gdyż artystyka daje obecnie 4-5 koncertów rocznie zewzgledu na swój wiek i na warszawski koncert zjechali się miłośnicy talentu i opery z całego świata. Dla fanów Queen było to wzruszające przeżycie usłyszeć osobowośc i legendę, która zachwyciła Freddiego i stała się jego przyjaciółką. Niesamowite było usłyszec jej śmiech znany z taśm demo z domu Freddiego z sesji do Barcelony.
Przyjechaliśmy na ten koncert ze Szczecina i mogę tylko powiedzieć, że było to żałosne widowisko. Nieprzygotowana orkiestra a sama Montserrat jednak powinna już dawno skończyć z występami. B. przykre wrażenia.