Brian May, gitarzysta Queen, opublikował na swojej stronie internetowej informację, że Jim Beach, manager zespołu, rzucił tylko „mały żarcik”, mówiąc, że Cohen ponownie zaangażuje się w projekt pracy nad biograficznym filmem o Freddiem Mercurym.
Temat filmu o wokaliście Queen, legendzie rocka, który zmarł na AIDS w wieku 45 lat w 1991 roku, powraca od siedmiu lat. W 2010 roku Cohen podpisał kontrakt z producentami filmu. Cohen ma na koncie nominację do Oscara za scenariusz „Borata: Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej”, który został okrzyknięty w wielu krajach „komedią roku”, oraz Złotego Globa za główną rolę w tym filmie. A jego fizyczne podobieństwo o legendy rocka jest ewidentne. Wydawał się więc wymarzonym kandydatem do odtwórcy głównej roli planowanego filmu.
Cohen prowadził rozmowy z Peterem Morganem, który miałby napisać scenariusz do filmu o Mercurym, Davidem Fincherem i Tomem Hooperem, którzy mogliby zająć się reżyserią. Chciał, aby film był przeznaczony dla pełnoletniej widowni. Jednak te propozycje zostały odrzucone przez członków zespołu, do których należy ostatnie słowo o kształcie filmu.
Z powodu nieporozumień między Cohenem a muzykami z Queen w 2013 roku prace zostały zawieszone. Następnie miejsce Cohena zajął Ben Whishaw. Także plany tej współpracy nie zostały zrealizowan. Reżyserią miał się w końcu zająć Dexter Fletcher. Jednak podobnie jak poprzednicy ogłosił, że nie może dość do porozumienia z producentami filmu.
Niedawno wydawało się, że wszystkie dotychczasowe nieporozumienia zostały przezwyciężone. Do takiego wniosku mogła prowadzić wypowiedź Beacha, który 26 marca podczas gali Artist and Manager Awards powiedział, że Cohen wcieli się w postać charyzmatycznego wokalisty, napisze scenariusz, samodzielnie wyreżyseruje i wyprodukuje obraz. Pomysł wydawał się abstrakcyjny, ale niewiele chyba już może zaskoczyć w historii pracy nad tym filmem. Nie dziwi więc, że nadzieje fanów mogły zostać rozniecone. Komentarz Maya do tej wypowiedzi ostudził jednak emocje.
z gazeta.pl
Może was zaskoczę komentarzem do tego newsu, ale patrzę na film o Freddiem pesymistycznie. Moim zdaniem ten film nigdy nie powstanie.
Jeśli mam być szczera, myślę podobnie. Nie chcę skłamać, ale powoli już z 10 lat (jeśli nie dłużej) będzie odkąd w internecie pojawiają się jakieś informacje, że ma powstać. Tylko, że co chwilę jest jakieś 'ale’ ze strony Maya i Taylora. A to, że Cohen miałby sam wszystko zrobić – tak czy siak się w pewnym momencie przyczepią.