Doczekaliśmy się!! Po falstarcie w 2008 r., przecieraniu szlaków w 2012 r., w 2015 r. Queen z Adamem zawitali do Polski w ramach pełnoprawnej trasy. Do Krakowa zjechały się tiry z licznym sprzętem oświetleniowym, scenicznym, telebimami, strojami. Fani rocka i nie tylko takiego show nie widzieli w Arenie, a w Polsce jedynie Roger Waters ze swoim The Wall w Łodzi mógłby im dorównać.
Zespół rozpoczął od puszczenia z taśmy ostatniego utworu z Made in Heaven, który zabrał fanów muzyki w muzyczne niebo. Otworzyli mocnym kopem od One Vision, który sprawdził się na trasie Magic. Aby nie zwolnić tempa starsi panowie śmiało sięgnęli po wymagający wprawy utwór Stone Cold Crazy, chwila oddechu dla fanów w postaci hitu Another one bitest the dust. Jesli ktoś zastanawiał się czy Brian daje rade grać bezbłędnie na kopii Red Special kolejny utwór pozwalał się przyjrzeć z bardzo bliska. W Fat bottomed Girls mamy podgląd z kamerki zainstalowanej na gitarze!! Erotyzm utworu poniósł Adama, który idealnie wczuł się w klimat! Jego skórzany strój przypomniał najlepsze czasy na scenie zespołu z Freddiem z trasy Live Killers. Jeśli komuś było mało podróży sentymentalnych to kolejny utwory przypomniał niedawno wydaną koncertówkę Live at the Rainbow’74. Śmiało można stwierdzić, że Roger i Brian nic nie stracili z biegłości, a Adam bez problemu odnalazł się w tych utworach. Freddie i kieliszek szampana? Freddie i rzucanie róż w stronę publiczności? Teatralność również jest w XXI wieku w postaci śmiałego wykonania Killer Queen, którego elementami jest kanapa, wachlarz i butelka szampana. Czyż utwór nie jest o dziwce? No to mamy na scenie wdzięczącą się damę!! Chyba sam Freddie przyklasnąłby takiemu wykonaniu!! Zespół nie zapomniał o Johnie i mamy wykonanie I want to break free, które pozwoliło się rozśpiewać publiczności, aby była gotowa na wspólne śpiewanie w Somebody to love. Chwila oddechu dla Adama i mamy złapanie oddechu w postaci akustycznego setu. Tradycją sie stało, że tą chwile Brian wykorzystuje do zbliżenia się z fanami, przypomnienia gdzie się znajdujemy i kogo nam w tym momencie brakuje. Jak na mniej znany utwór ’39 polska publiczność dala radę i zaśpiewała z zespołem. owacyjnie przyjęto wokalny popis Rogera w Magic, choć wyczuło się lekki niedosyt w postaci braku These Are The Days Of Our Lives. Następnie mieliśmy popisy na basie i perkusji. Basiści czy to Danny czy to Neil godnie zastępują Johna i dają coś od siebie. Pojedynek perkusyjny ojca i syna był krotki, acz konkretny. Bardzo popularny utwór Under Pressure w duecie Rogera i Adama na nowo pobudził publiczność. Za punkt kulminacyjny koncertu można uznać wykonanie dwóch ballad. Debiutujący na polskiej ziemi Save Me wzruszył sporą grupę zgromadzonych fanów, a kropką nad i było wykonanie Who Wants to Live Forever . Grzechem byłoby wyjść po piwo w trakcie Guitar solo, bo sama sceneria w trakcie popisu mistrza gitary była godna obejrzenia. Z małym zgrzytem zaczęło się Tie Your mother down, ale nie przeszkodziło to ponownie rozruszać publiczność do wspólnych śpiewów. Potem nastąpiła ulubiona chwila fanek Adama w postaci przyśpiewki All Your Love Tonight i niespodzianki dla polskich fanów w mieście Kraka – Dragon Attack. Roger i Brian wydawali się lekko zaskoczeni tym kawałkiem, ale nie mogło być inaczej w mieście Smoka Wawelskiego!! Możemy się czuć zaszczyceni, bo ponownie utwór na trasie zagrali w Londynie! I powoli zbliżaliśmy się do końca koncertu z energetycznym I want it all, z popisem Rogera na perkusji, który niedowiarkom daje prztyka w nos, że jeszcze czuje rytm i tempo. W Radio Gaga cała sala klaskała, Adam ściskał fanów w fosie i wszyscy byli zadowoleni! Kolejne utwory płynęły szybko, otrzymaliśmy jeszcze nie zawsze grany na trasie utwór The Show Must Go On i finał w postaci Bo Rhap. Gdzie ponownie na ekranie pokazał się Freddie, który mimo lekkie nie synchronizacji poniósł fanów pod sufit Areny. Chwila na złapanie oddechu, aby pożegnać się chóralnie śpiewając tradycyjne już WWRY i WATC. Ukłony przy brytyjskim hymnie i tak zakończył się koncert Queen+Adam Lambert w Polsce.
Koncert miał tempo, chwile na wzruszenie, chwile na śmiech. Wielka litera Q robiła wrażenie, na dodatek się poruszała, podest dla Rogera w pewnym momencie również wyjechał do góry. Dla Adama i Briana mieliśmy dodatkowe balkoniki, aby fani z najdalszych rzędów. Całość robiła oszałamiające wrażenie z oświetleniem imitującym lasery, magiczna kulę i spadające konfetti. Taki koncert nie zdarza się co tydzień, będzie wspominany przez lata.
Naprawdę bardzo żałuję, że nie mogłem tam być, eh…. Ale dzięki Ci wielkie za tę relację – naprawdę wielka rzecz! Fajnie napisane 😉 Zazdroszczę tym, którzy sami mogą takie relacje tworzyć. Obiecuję sobie, że następnym razem nie przegapię takiej okazji i pójdę na koncert. Nawet w pracy sobie wolne załatwię, a co! 🙂
„w Polsce jedynie Roger Waters ze swoim The Wall w Łodzi mógłby im dorównać.”, w tym momencie skończyłem czytać . dziękuję i pozdrawiam 😛